Po prawie rocznej batalii dane szefowej fundacji Otwarty Dialog zostały wykreślone z systemu informacyjnego strefy Schengen. Zapis dotyczący Ludmiły Kozłowskiej musiały usunąć polskie władze.
Informację w tej sprawie adwokaci Kozłowskiej otrzymali od władz belgijskich, które lakonicznie poinformowały też, że jej sprawa z ich punktu widzenia jest zamknięta. Oznacza to, że Ludmiła Kozłowska, która jest obywatelką Ukrainy, może swobodnie podróżować po wszystkich państwach strefy Schengen. Rok temu rząd Prawa i Sprawiedliwości chciał jej to uniemożliwić.
Waszczykowski oskarża
Latem 2018 r. szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego wpisał Kozłowską do Systemu Informacyjnego Schengen i oznaczył najwyższym alertem. Oznaczało to, że działaczka uznana została za osobę stanowiącą zagrożenie i dostała zakaz wjazdu do większości krajów Unii Europejskiej.
ABW nigdy nie wyjaśniła, dlaczego wpisała Kozłowską do systemu. Z lakonicznych komunikatów rzecznika Agencji Stanisława Żaryna wynika, że szef ABW wydał w jej sprawie negatywną opinię i ma “poważne wątpliwości” dotyczące finansowania jej fundacji. Z kolei Witold Waszczykowski, były szef MSZ, obecnie europoseł PiS, twierdził w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej”, że są „poważne oskarżenia o malwersacje finansowe, ukrywanie dużych dochodów i prowadzenie działalności wywrotowej”.
– Fundacja miała ambicje sięgające daleko poza granice Polski. Często odwiedzała Brukselę. Próbowano tam osiągać antypolskie cele. Było podejrzenie, że działała również przeciw innym krajom UE – mówił.
Zemsta PiS
Kozłowska twierdziła, że decyzja ABW to zemsta za jej zaangażowanie i kierowanej przez nią fundacji Otwarty Dialog podczas wielkich protestów w obronie niezależności polskiego sądownictwa. Jej zdaniem, zabraniając jej wjazdu do strefy Schengen, rząd PiS chciał zastraszyć wszystkich obcokrajowców, którzy sympatyzowali z protestującymi przeciwko łamaniu w Polsce praworządności. TVP i inne prawicowe media rozpętały przeciwko Kozłowskiej i jej mężowi Bartoszowi Kramkowi wielką nagonkę.
Polska nie była jednak w stanie udowodnić służbom specjalnym innych krajów UE prawdziwości zarzutów stawianych Kozłowskiej. Działaczce pozwolono wjechać do Niemiec, Wielkiej Brytanii i Belgii, a także wejść do tamtejszych parlamentów, które są w końcu newralgicznymi miejscami.
W odpowiedzi polska dyplomacja pisała w sprawie Kozłowskiej noty i wzywała na dywanik ambasadorów. Ówczesny wiceszef dyplomacji Bartosz Cichocki wysyłał pełne oburzenia tweety, prezydent Andrzej Duda skarżył się na wpuszczenie Kozłowskiej do Niemiec niemieckiemu prezydentowi Frankowi-Walterowi Steinmeierowi. Bez efektów.
W marcu Belgia przyznała jej prawo pobytu.
Zgodnie z przepisami strefy Schengen w takiej wyjątkowej sytuacji kraj, który wpisał daną osobę do systemu informacyjnego, musi ją z niego wykreślić. To właśnie się stało.
Do Polski nie wjedzie
Polska najprawdopodobniej dalej utrzymuje Kozłowską na liście osób niepożądanych w naszym kraju. Gdyby postanowiła przylecieć z Brukseli do Warszawy, zostanie zatrzymana na Okęciu i odesłana do Belgii. Z deportacją musi się liczyć też w sytuacji, gdyby wjechała do Polski samochodem lub pociągiem.
Kozłowska walczy w tej sprawie z polskimi władzami w sądzie. Dwa tygodnie temu Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uznał, że dokumenty, na podstawie których Kozłowską wpisano do systemu Schengen, są zbyt ogólnikowe, i nakazał Urzędowi ds. Cudzoziemców ponownie rozpatrzyć jej sprawę.
– Spodziewałam się w tej sprawie długiej batalii. Dobrze, że tak się to skończyło. Walczę teraz o prawo wjazdu do Polski – mówi.
Źródło: wyborcza.pl