DGP dysponuje pełną wersją raportu mołdawskiej komisji śledczej w sprawie Fundacji Otwarty Dialog. Z dokumentu wynika, że Polska mogła współpracować w sprawie FOD z – kontrolowanymi przez oligarchę Vladimira Plahotniuca – służbami specjalnymi w tym kraju. Sprawa wyszła na jaw po tym, jak władzę w Mołdawii przejęła przed dwoma tygodniami – popierana przez Unię Europejską i USA – opozycja. Premierem została Maia Sandu, a wicepremierem Andrei Năstase, którzy znają Kozłowską i obok niej byli głównymi celami ataku komisji śledczej.
Szefowa Fundacji Otwarty Dialog jest posiadaczką belgijskiej karty pobytu. Wczoraj – na podstawie art. 25 konwencji wykonawczej do układu z Schengen – wycofano wpis jej nazwiska z Systemu Informacji Schengen (SIS), co oznacza, że bez przeszkód może poruszać się po strefie. Tajne dowody od polskich służb specjalnych na to, że jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego, podważył też niedawno wojewódzki sąd administracyjny, o czym napisał Onet. O tym, że dane są słabej jakości, pisaliśmy w DGP już we wrześniu ub.r., powołując się na informatorów z kręgów ABW. Teraz potwierdził to sąd. Zapoznaliśmy się z kwietniowym wyrokiem warszawskiego WSA i z jego uzasadnieniem. DGP dysponuje również pełną wersją raportu mołdawskiego parlamentu, który miał skompromitować FOD i spółkę Bartosza Kramka Silk Road Biuro Analiz i Informacji. To amalgamat prawdy, półprawd i oczywistego fałszu. Poznaliśmy relacje osób zaangażowanych w prace komisji śledczej, której rezultatem jest ten dokument. W rozmowie z nami ujawniły kulisy jego powstawania i naciski wywierane na nich przez – odsuniętego przed dwoma tygodniami od władzy – oligarchę Vladimira Plahotniuca. Właśnie przeciw niemu występowała w Mołdawii FOD.
Zarówno to, co dzieje się w Polsce oraz Belgii, jak i doniesienia płynące z Mołdawii pozwalają założyć, że polskie państwo w starciu z FOD jest bliskie porażki. Brakuje dowodów na związki Kozłowskiej z rosyjskimi służbami. Do tego w Mołdawii na czele rządu stanęła blisko współpracująca z FOD, a dziś popierana przez USA i Unię Europejską oraz akceptowana przez Rosję – Maia Sandu, co jest uznawane za tektoniczną zmianę w definiowaniu polityki wschodniej przez Brukselę i Waszyngton. Tymczasem to właśnie związki z nią i jej otoczeniem miały być koronnym dowodem na zaangażowanie fundacji w niejasne schematy finansowe i pranie brudnych pieniędzy w ramach tzw. mołdawskiego laundromatu. Nie wykazały jednak tego ani raport mołdawski, ani kontrola łódzkiego urzędu celno-skarbowego, który badał finanse fundacji (dysponujemy dokumentem, który zawiera wyniki tej kontroli. Wobec powiązanej z FOD firmy męża Ludmyły Kozłowskiej – Silk Road Biuro Analiz i Informacji – kontrola wciąż trwa).
Zemsta Plahotniuca
Autorami sporządzonego w języku rumuńskim 34-stronicowego raportu komisji śledczej mołdawskiego parlamentu jest sześciu deputowanych. Połowa z nich wywodzi się z Partii Demokratycznej kontrolowanej przez Plahotniuca. Jak przekonuje jeden z rozmówców DGP, nieformalnym kuratorem prac nad dokumentem był jego kum i wiceszef demokratów Andrian Candu. – To on, mimo że nie był członkiem komisji śledczej, edytował jego ostateczną wersję, a dowodem na to są informacje zawarte w tzw. metadanych pliku wordowskiego, w którym zapisano raport przed przekonwertowaniem go do pdf – mówi informator DGP. – Wyraźnie wynika z nich, że dokument redagował albo wręcz w całości napisał Candu i jego ludzie – dodaje.
Plahotniuc, który zaczynał swoją karierę w branży sutenerskiej, a z czasem wyspecjalizował się w gromadzeniu filmów erotycznych kompromitujących jego politycznych i biznesowych przeciwników rządził niepodzielnie krajem do połowy czerwca tego roku. Tydzień temu – bezpośrednio po rozmowie z ambasadorem USA – ewakuował się samochodem z Kiszyniowa przez separatystyczne Naddniestrze do ukraińskiej Odessy, a stamtąd samolotem do Stambułu. Przez kilka lat cieszył się poparciem Zachodu z racji tego, że doprowadził do podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską i przynajmniej w deklaracjach gwarantował geopolityczną orientację na Zachód i powstrzymywanie wpływów Rosji w leżącej przy wschodniej granicy UE i NATO – Mołdawii. Stracił to poparcie, gdy okazało się, że umowa była tylko alibi, które pozwoliło mu bez umiaru rozkradać – na wzór Wiktora Janukowycza – państwo, w którym tliła się rebelia.
Po wpisaniu Kozłowskiej do SIS przez Polskę latem ubiegłego roku Plahotniuc – odnosząc się wprost do oświadczenia, które wyszło od ministra koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego – zlecił powołanie komisji śledczej, której celem było wykazanie dywersyjnej działalności FOD. Celem polowania była nie tylko występująca przeciw niemu Kozłowska, lecz przede wszystkim dążąca do przejęcia władzy prozachodnia opozycja. – Chodziło o próbę delegalizacji ugrupowań, które mogły mu zagrozić – mówiła wówczas w rozmowie z DGP Natalia Morari, mołdawska dziennikarka i aktywistka współpracująca z Maią Sandu i Kozłowską. Jej zdaniem celem Plahotniuca była całkowita monopolizacja państwa. Budowa opartego na rodzinie i bliskich znajomych systemu władzy określanego jako cumetrie. W języku rumuńskim ten termin ma podwójne znaczenie. Oznacza lojalnościowe, quasi-rodzinne powiązania i układy, ale również zwykłe kumoterstwo.
Na czele mołdawskiej komisji śledczej, która rozpoczęła prace 5 października 2018 r. i którą zainspirowały działania Polski wobec FOD, stanął zaufany polityk Partii Demokratycznej i samego Plahotniuka – prawnik Igor Vremea. Jego bezpośrednim kuratorem był wspomniany wcześniej Candu. Głównym źródłem wiedzy komisji były trzy lokalne służby specjalne, które kontrolował oligarcha – Służba Informacji i Bezpieczeństwa (SIS – czyli odpowiednik polskiego ABW), MSW oraz Służba Zapobiegania i Walki z Praniem Pieniędzy (SPCSB – odpowiednik polskiego wywiadu skarbowego). W dokumencie czytamy, że w sprawie FOD i opozycji zeznawali m.in. reprezentujący SIS – Vasile Botnari, szef SPCSB – Vasile Şarco i sekretarz stanu w MSW – Dorin Purice. W raporcie stwierdzono, że fundacja była finansowana przez rosyjskie ministerstwo obrony, a środki miały płynąć za pośrednictwem rajów podatkowych. Przy czym nie przedstawiono na to dowodów. Głównym donatorem fundacji miał być Petro Kozłowski, brat Ludmyły (co nie jest tajemnicą, czego FOD nie ukrywał i co pojawiło się m.in. w tzw. Raporcie Reya, polskiej publikacji opisującej związki fundacji) oraz jego partnerzy biznesowi Arkadij Agarkow z działającej w Sankt Petersburgu firmy Stali i Andrej Browczenko z tego samego miasta. Można też przeczytać, że siostra Ludmyły – Ołena Mirosznikowa jest współwłaścicielką sieci firm w Sewastopolu (te informacje również były w opracowaniu Reya). FOD miało zostać zasilone pieniędzmi od wymienionych osób, a Silk Road miał współpracować z szeregiem związanych z Petrem Kozłowskim i należącymi do niego firmami (DGP posiada pełną listę tych podmiotów, o części z nich – tych które nie pojawiły się w tzw. Raporcie Reya – strona mołdawska mogła się dowiedzieć ze strony polskiej, czym mogła naruszyć tajemnicę skarbową w trwającym wobec Silk Road postępowaniu).
Wszystkie wymienione osoby pojawiają się od dawna w relacjach polskich mediów w kontekście związków Kozłowskiego z przedsiębiorstwem krymskim Majak produkującym oświetlenie dla rosyjskiej marynarki wojennej.
– Związków z bratem Ludmyły i tego, że był głównym donatorem, nigdy nie ukrywaliśmy. Nie są też żadną tajemnicą informacje o Majaku. Trudno jednak zrozumieć tezy o jego związkach z Rosją, skoro on na stałe mieszka na Florydzie, wyjechał z Krymu na początku 2014 r., wspierał proukraińską fundację, a z Majakiem nie ma dziś nic wspólnego – mówi DGP Bartosz Kramek, szef Silk Road Biuro Informacji i Analiz i mąż Ludmyły Kozłowskiej. Jak wynika z naszych informacji, na Krymie została część rodziny Kozłowskiej. – Niektórzy poparli aneksję półwyspu. Jak to się mówi, zostali watnikami (od pochodzącego z rosyjskiego i ukraińskiego określenia wata, które ma opisywać tych, którzy bezkrytycznie popierają ideę rosyjskiego świata – red.). Jednak to nic nie mówi o działalności Ludmyły w Polsce – przekonuje nasz informator. Na Ukrainie powszechne są przypadki, w których rodzinę dzieli kwestia stosunku do tego, co wydarzyło się na i po Majdanie w 2014. Dotyczy to np. byłego górnika, a dziś znanego publicysty ukraińskiego i pisarza Maksyma Butczenki, który pochodzi spod Łuhańska, a obecnie mieszka w Kijowie. Część jego rodziny poparła separatystów z Łuhańskiej Republiki Ludowej. On sam uczestniczył w rewolucji godności przeciwko Wiktorowi Janukowyczowi. Członków swojej rodziny definiuje jako opołczenie (powstanie i powstańców), stosując tym samym nielubiany w ukraińskiej stolicy, bo bez pejoratywnego kontekstu – termin.
Sieć z rajów
W mołdawskim dokumencie wiele jest o środkach przelewanych na konta firmy Kramka (Silk Road Biuro Analiz i Informacji) przez podmioty zarejestrowane w rajach podatkowych (posiadamy pełną listę tych firm i miejsca, w których są zarejestrowane). Jak wynika z naszych informacji, dwa z wymienionych – Kariastra Project i Stoppard Consulting – rzeczywiście współpracowały w przeszłości z Petrem Kozłowskim. W raporcie nie ma jednak żadnego dowodu, który mógłby świadczyć o tym, że za pośrednictwem tych przedsiębiorstw Kozłowski prał brudne pieniądze lub aby to właśnie te firmy bezpośrednio przelewały pieniądze do FOD lub Silk Road. Bartosz Kramek, któremu przedstawiliśmy listę podmiotów wymienianych w raporcie, zaprzeczył, by kiedykolwiek miał z nimi jakiś związek.
W raporcie mołdawskim jest też informacja o tym, że Silk Road miał przelać 2 tys. dolarów na konta mołdawskiego przedsiębiorstwa wspierającego opozycyjne ugrupowanie Platforma Obywatelska Godność i Prawda (Platforma Demnitate și Adevăr), na którego czele stoi Andrei Năstase, obecnie wicepremier w popieranym przez Zachód rządzie Mai Sandu. Parlamentarzyści z komisji śledczej, którzy grillowali ówczesną prozachodnią opozycję, a dziś władzę chwalą się, że doszli do tego „w procesie śledztwa realizowanego przez mołdawskie służby specjalne z partnerami zagranicznymi”. Niewykluczone, że chodzi o polskie ABW.
Na nasze pytanie o to, czy strona polska dostarczyła informacji na temat Kramka lub Kozłowskiej instytucjom po stronie mołdawskiej, które w pełni kontrolował wówczas oligarcha Vlad Plahotniuc, oraz o to, w jakim zakresie współpracowano z Kiszyniowem w kwestii FOD i Silk Road, odpowiedział Wydział Analiz i Komunikacji Społecznej Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego KPRM (nie podpisała się pod oświadczeniem osoba wymieniona z imienia i nazwiska). „Informujemy, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego prowadzi śledztwo dotyczące działalności Fundacji Otwarty Dialog oraz kierowanej przez Bartosza Kramka spółki SILK ROAD Biuro Analiz i Informacji. Śledztwo zostało wszczęte przez Prokuraturę na podstawie zawiadomienia Szefa Krajowej Administracji Skarbowej, która przeprowadziła kontrolę skarbową w FOD. Jednocześnie informujemy, że służby na bieżąco realizują swoje ustawowe zadania. Szczegóły podejmowanych przez służby działań nie są podawane do publicznej wiadomości z uwagi na ograniczenia prawne” – napisano.
Dokument mołdawskiego parlamentu cytuje również popularny w Polsce artykuł ukraińskiego serwisu antikor, w którym Kozłowska – bez podania jakiejkolwiek przesłanki – oskarżana jest o związki z rosyjskimi służbami specjalnymi. Aby uwiarygodnić ten materiał, posłowie przypominają o rekomendacji kontrwywiadu ABW, który stał się podstawą do wpisania jej do bazy danych SIS, a co podważył właśnie Wojewódzki Sąd Administracyjny. Kilka zdań dalej jest nieprawdziwa informacja, jakoby wobec Kozłowskiej toczyło się śledztwo na Ukrainie. Na łamach DGP we wrześniu ub.r. wykazaliśmy, że pojawiający się w sieci skan dokumentu w tej sprawie jest nieprawdziwy. Osoba, która jest pod nim podpisana – były zastępca prokuratora generalnego Ukrainy Witalij Kaśko – zaprzeczyła w rozmowie z naszą gazetą, że kiedykolwiek taki dokument widziała lub by złożyła pod nim swój podpis. Pytaliśmy również szefa ukraińskiego MSZ Pawło Klimkina, czy takie postępowanie ma miejsce. Zaprzeczył. Na pytanie DGP o to, jak ocenia sprawę Kozłowskiej w Polsce, odpowiedział enigmatycznie: – A jest w Polsce jakaś sprawa Kozłowskiej?
Rekomendacje oligarchy
Główną konkluzją raportu mołdawskiego jest stwierdzenie, że FOD zaingerował w wewnętrzne sprawy państwa (podobne zarzuty w Polsce FOD stawiają politycy Prawa i Sprawiedliwości) i z nielegalnych źródeł finansował opozycję. Miało się to przejawiać m.in. w lobbingu przeciw Plahotniucowi w Parlamencie Europejskim, wspieraniu oskarżanego o wyprowadzenie z mołdawskiego systemu bankowego 1,5 mld dolarów poprzez tzw. laundromat Veaceslava Platona (w jutrzejszym wydaniu DGP opublikujemy materiał o mechanizmie laundromatu, próbie wiązania go z FOD oraz o samym Platonie), zapraszaniu na międzynarodowe konferencje ludzi takich jak Sandu czy Năstase i opłacaniu im kosztów przelotu do Brukseli.
Rzeczywiście, FOD angażował się po stronie opozycji, a Platona przedstawiał jako ofiarę reżimu Plahotniuka (skazaną w 2017 r. w procesie politycznym na 18 lat więzienia), a nie szemranego biznesmena, który w przeszłości z nim współpracował. Lobbing fundacji był bolesny dla władz w Kiszyniowie, bo doprowadził m.in. do ograniczenia przez Komisję Europejską funduszy pomocowych ze strony UE dla Mołdawii na sumę 20 mln euro rocznie. W Polsce na zaproszenie FOD przebywała również adwokat Platona – Ana Ursachi, którą Plahotniuc oskarżał o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą nielegalnie przejmującą nieruchomości. W rzeczywistości ostre ataki oligarchy na współpracującą z opozycją Ursachi (łącznie z oskarżeniem jej o zlecenie zabójstwa) wynikały z tego, że w związku z reprezentowaniem Platona dysponowała ona szeroką wiedzą na temat biznesów Plahotniuka i dzieliła się tą wiedzą w Brukseli, Berlinie i Warszawie. W rozmowie z DGP w 2017 r. Ursachi przekonywała, że część informacji na temat tego, w których rajach podatkowych Plahotniuc ukrywa swoje pieniądze, jej klient przekazał oficerowi amerykańskiego FBI podczas przesłuchania w Kijowie tuż przed ekstradycją do Kiszyniowa. (Platon, mimo że oprócz mołdawskiego dysponował również paszportem ukraińskim, został zatrzymany w Kijowie latem 2016 r. i przekazany władzom w Kiszyniowie. Ukrainą rządził wówczas bliski przyjaciel, a w przeszłości partner biznesowy Plahotniuca – Petro Poroszenko).
Dowody o jakości słabej publicystyki
Według naszych informacji mołdawski raport został przekazany stronie polskiej. Jak twierdzi jeden z naszych informatorów, temat fundacji miał zostać poruszony podczas spotkania ministra Jacka Czaputowicza z jego mołdawskim odpowiednikiem – Tudorem Ulianovschim – podczas Rady Ministrów OBWE w Mediolanie w grudniu 2018. Czyli jeszcze w czasach Plahotniuca.
Mniej więcej w tym samym okresie raport za mało wiarygodny uznał zastępca asystenta sekretarza Departamentu Stanu USA ds. Europy i Eurazji George Kent. Jak mówił, dokument to forma nacisku „zainicjowana przez oligarchę Vlada Plahotniuca”. W jego tworzeniu nie brała udziału ówczesna opozycja, która dziś sprawuje władzę w Mołdawii. Kolejny z naszych rozmówców przekonuje, że do raportu można było wpisać właściwie wszystko, bo obrady komisji śledczej odbywały się za zamkniętymi drzwiami, a pełny wgląd w prace miał Plahotniuc za pośrednictwem swojego kuma Andriana Candu.
Zapytaliśmy szefa MSZ Jacka Czaputowicza o ocenę jakości raportu mołdawskiego. Zapytaliśmy również o to, czy Polska wykreśli Kozłowską z SIS, gdy ta uzyska kartę rezydenta Belgii. Do zamknięcia tego wydania DGP nie uzyskaliśmy odpowiedzi.
Poprosiliśmy również o komentarz przewodniczącego mołdawskiej komisji śledczej, która stworzyła raport na temat FOD – Igora Vremeę. Również nie odpowiedział na nasze pytania.
Sama Kozłowska przekonuje w rozmowie z DGP, że od dawna domagała się ujawnienia wszystkich informacji, na podstawie których stwierdzono, że jest zagrożeniem dla polskiego bezpieczeństwa narodowego. – Nie ma na to zgody, bo w tajnych dokumentach nic na mnie nie ma. Co potwierdził w swoim wyroku wojewódzki sąd administracyjny – mówi nam szefowa FOD. – Powstała taka specyficzna machina wzajemnego cytowania i nakręcania sprawy. Najpierw Mołdawia powołała się na zakaz wjazdu i stanowisko Polski (komunikat Stanisława Żaryna z lata ub.r. – red.), które uznawało mnie za zagrożenie dla bezpieczeństwa. Tym samym uzasadniła konieczność uruchomienia parlamentarnej komisji śledczej. A następnie Polska skorzystała z wiedzy zawartej w mołdawskim raporcie przeciw nam. Obie strony uznały swoje konkluzje za prawdę objawioną. Problem w tym, że obydwa państwa nie udowodniły niczego, co mogłoby kompromitować mnie i fundację – podsumowuje.
Źródło: wiadomosci.dziennik.pl
Czytaj również: