Doradca sekretarza stanu USA George Kent odpowiedzialny za relacje z Mołdawią i krajami Europy Wschodniej, odwiedził Kiszyniów 5-6 grudnia. W wywiadzie udzielonym redaktor naczelnej NewsMaker Galinie Vasilevej Kent opowiedział, jak USA będą oceniać mołdawskie wybory, czy Waszyngton popiera Partię Demokratyczną i jej lidera Vladimira Plahotniuca, czy Amerykanie wierzą w „rosyjski ślad” w mołdawskiej opozycji oraz co myślą o śledztwie wokół Fundacji Otwarty Dialog.
„To trzeba niezwłocznie zatrzymać”
W lutym w Mołdawii odbędą się wybory parlamentarne. Władze zmieniły prawo wyborcze wbrew zaleceniom organizacji międzynarodowych i pomimo braku szerokiego konsensusu w kraju. Poprawki do kodeksu wyborczego wprowadzano nawet na ostatniej prostej. Czy to może mieć wpływ na uznanie przez obserwatorów lutowych wyborów?
To pytanie hipotetyczne, a amerykańscy dyplomaci nie odpowiadają na pytania hipotetyczne. Komisja Wenecka i OBWE/ODIHR to powszechnie uznane europejskie organizacje, będące ekspertami w zakresie standardów przeprowadzania wyborów demokratycznych. Komisja Wenecka na ogół zaleca, by w trakcie roku poprzedzającego wybory nie wprowadzać żadnych zmian do prawa wyborczego. W każdym kraju elektorat potrzebuje czasu, aby zrozumieć, według jakich zasad odbędą się wybory.
Przyjaciele Mołdawii są zainteresowani, aby kampania przedwyborcza i same wybory odbyły się zgodnie z prawem i tymi wartościami oraz standardami, które podzielamy z Republiką Mołdawii. Wszyscy, którzy chcą kandydować w tych wyborach, powinni uzyskać taką możliwość, bez żadnej ingerencji lub wpływu z zewnątrz. Partiom politycznym, które chcą uczestniczyć w procesie wyborczym, powinno się dać taką możliwość. Należy również zapewnić równy dostęp do mediów. Instytucje państwowe nie powinny przeszkadzać kandydatom w realizacji ich prawa do spotkań z obywatelami.
Proces przedwyborczy w zasadzie już się rozpoczął, mimo tego, że wybory odbędą się w lutym. Nasze wnioski będą opierać się na tym, co działo się przed wyborami, w dniu wyborów, i po wyborach. Przedwcześnie nie będę się wypowiadać. Ale w dzień lub dwa po wyborach, na pewno poznacie nasze stanowisko od ambasadora USA w Republice Mołdawii.
Mieliśmy niehipotetyczny przypadek, kiedy Nasza Partia została wykluczona z wyścigu wyborczego, rzekomo z powodu finansowania zza granicy. Teraz w Mołdawii mamy skandal z Fundacją Otwarty Dialog i kilku proeuropejskim partiom opozycyjnym zarzuca się, że otrzymywały pieniądze zza granicy. Jeśli z powodu tego wyścigu zostanie wykluczona jedna z partii opozycyjnych, to czy wybory mogą zostać uznane za niezgodne ze międzynarodowymi standardami?
We wszystkich krajach, w tym w Mołdawii, instytucje państwowe nie powinny utrudniać partiom udziału w wyborach. Kiedy mówię o rządzie, o instytucjach władzy, mam na myśli nie tylko administrację, ale i sądownictwo, które nie powinno dokonywać przeglądu i tworzyć od nowa oczywistych rozwiązań, uznanych przez naród. Tak się stało w Kiszyniowie z wyborami na stanowisko mera. Wydaje mi się, że reakcja USA i naszych europejskich partnerów była oczywista.
Myślę, że śledztwo komisji parlamentarnej skierowane przeciwko dwóm partiom politycznym, jak też temu, co dotyczy Fundacji Otwarty Dialog, to forma politycznego nacisku. I to trzeba niezwłocznie zatrzymać.
„Czy Rosja próbuje wpłynąć na wybory w Mołdawii? Niewątpliwie, próbuje”
Tradycyjnie przed wyborami w Mołdawii rozpoczyna się pokaz serialu o „rosyjskich szpiegach”. Tym razem rozwija się on wokół Fundacji Otwarty Dialog, którą powiązano z krytykującymi władzę dziennikarzami, aktywistami i politykami opozycji. Oczywiście wszystko to po, żeby zdyskredytować proeuropejskich polityków opozycji wewnątrz kraju i wobec partnerów zagranicznych. Czy to im się udało? Czy wierzy Pan w „rosyjski ślad” w mołdawskiej proeuropejskiej opozycji?
Pani pytanie zawiera wiele elementów. Już niehipotetycznych. Jeden z takich elementów to negatywna kampania wyborcza, to co nazywa się „obrzucanie błotem”. I niestety, w wielu krajach, nie tylko w Mołdawii, negatywa kampania jako instrument działa. Ludzie często głosują nie „za”, a „przeciwko”.
Czy Rosja usiłuje wpłynąć na wybory w Mołdawii? Niewątpliwie, usiłuje. Dwa lata temu FR robiła to też w USA, w ubiegłym roku — we Francji. Tak więc to nie jest pytanie hipotetyczne. To jest fakt — wpływ istnieje. Popieramy prawo narodu Mołdawii do swobodnego wyboru swojej drogi, orientacji geostrategicznej itd. A inni aktorzy usiłują wpłynąć na wynik tego wyboru. Tak więc, jeśli odpowiedzieć krótko, to — tak [jest rosyjski ślad – przyp. tłum.]. Ale w tej kwestii znowu jest wiele elementów składowych.
A mimo to, czy wierzy Pan w „rosyjski ślad” w szeregach mołdawskiej proeuropejskiej opozycji, na który wskazuje rządząca Partia Demokratyczna Mołdawii (PDM)?
Jeden z elementów, o których mówimy, to dezinformacja. Jest rzeczywista rosyjska dezinformacja, i jest drugi element — ludzie, którzy usiłują wykorzystać dezinformację, żeby wpływać na proces przedwyborczy. Nie mnie wypowiadać się na ten temat. Ale jeszcze raz: popieramy zasady demokratyczne, żeby obywatele Mołdawii mogli swobodnie decydować, co jest lepsze dla ich kraju.
Jeśli mowa o dezinformacji… Wydano u nas zakaz dla rosyjskich informacji, a równocześnie kwitnie wewnętrzna propaganda. Jak Pan uważa, czy to normalne, żeby walczyć z propagandą przy pomocy zakazów? I jak w ogóle walczyć z propagandą, w tym z wewnętrzną?
W każdym państwie powinna być swobodna i otwarta przestrzeń medialna, w której każdy człowiek ma prawo wypowiadać swoje zdanie. Pani pytanie dotyczy Mołdawii. Jest mołdawska przestrzeń medialna. I jest rosyjska przestrzeń propagandowa. Czy rosyjskie media mają prawo prowadzić swoją kampanię propagandową na terytorium Republiki Mołdawii? Każde państwo: Francja, USA lub Mołdawia — ma prawo ustalać zasady dla TV. Wolność słowa nie oznacza, że każde media mają prawo prowadzić swoją działalność medialną bez przeszkód na terytorium dowolnego państwa. Media powinny szanować przepisy państw, w których mają zamiar prowadzić swoją działalność medialną.
Jest tutaj ważny jeszcze jeden element, a mianowicie — wojna hybrydowa. Federacja Rosyjska usiłuje wykorzystać te przepisy, które istnieją w wolnym państwie, w wolnym społeczeństwie, żeby atakować to wolne społeczeństwo. Ten problem istnieje teraz w wielu krajach. Obserwowaliśmy to też w USA, gdzie FR stosowała różne techniki za pośrednictwem mediów społecznościowych, Facebooka, Twittera. Poprzez fejkowe konta tworzono wrażenie, że Amerykanie atakują się wzajemnie w sieciach społecznościowych.
Dlatego to jest bardzo skomplikowana sprawa. Obywatelom potrzebny jest dostęp do informacji, ale nie wszystkie informacje to informacje prawdziwe, a nie propagandowe. I każdy kraj styka się z problemem: jak zabezpieczyć dostęp do informacji, a nie do propagandy.
„Do Waszyngtonu przyjeżdża wielu zagranicznych polityków. To nie znaczy, że rząd USA ich popiera”
Na rzecz rządzącej Partii Demokratycznej działa kilka lobbingowych firm amerykańskich. Rada Atlantycka organizuje spotkania, których głównymi bohaterami są demokraci i lider PDM Vladimir Plahotniuc. Amerykańscy kongresmeni przyjmują go, chwalą PDM. Wewnątrz kraju wygląda to tak, że USA popiera PDM i Vladimira Plahotniuca. Czy to prawda?
Stany Zjednoczone to państwo otwarte dla każdego, kto otrzymał wizę. Do Waszyngtonu przyjeżdża wielu zagranicznych polityków. Na przykład kilka dni temu Rada Atlantycka przyjmowała byłą premier Ukrainy Yulię Tymoshenko. Przypuszczam, że najbliższym czasie Rada Atlantycka przyjmie innego ukraińskiego polityka, reprezentującego inną partię. To nie oznacza, że oni popierają tę czy inną siłę polityczną. Ważny jest sam proces, dialog.
Co roku w lutym Kongres organizuje Śniadanie Modlitewne. Biorą w nim udział setki zagranicznych polityków. Nie znaczy to, że rząd USA popiera tych polityków. Dla wielu z nich, to jedyna możliwość dotarcia do USA. I wielu z nich cynicznie wykorzystuje tę imprezę do tego, żeby pobyć w jednym pokoju z amerykańskimi politykami, a potem wrócić do domu i pokazać, że spotkali się na przykład z tym czy innym kongresmenem lub senatorem.
Wielu mołdawskich polityków z różnych partii politycznych w ostatnich latach bywało w Waszyngtonie. W tym tygodniu wasz marszałek parlamentu Candu jest w Waszyngtonie. To nie oznacza, że USA popiera jakąkolwiek siłę polityczną w Mołdawii. To nie jest nasza praca. Naszym celem są dobre stosunki dwustronne między naszymi państwami. Kiedy zagraniczni ministrowie, politycy przyjeżdżają do Waszyngtonu, to my zazwyczaj spotykamy się z nimi. To jest moja praca jako dyplomaty — promocja stosunków dwustronnych z takimi krajami jak Ukraina, Gruzja, Białoruś, Mołdawia. W sumie, to pytanie do Rady Atlantyckiej a nie do Departamentu Stanu USA.
Liderzy opozycji Maia Sandu i Andrei Năstase, inni mołdawscy politycy, również bywają w USA. Jednak u wielu osób w Mołdawii ukształtowała się opinia, że USA działając jako gracz geopolityczny, czasami są gotowe przymknąć oczy na pewne antydemokratyczne działania, jeśli znajdują one przykrywkę w postaci walki z Rosją.
Rozumiem, co Pani chce powiedzieć: ludzie tak odbierają działania USA. Jednak w rzeczywistości USA tego nie robią. Ja też rozumiem, że nie wszyscy w Mołdawii mają równy dostęp do wolnych mediów. My nie wybieramy partii, my nie wybieramy polityków. To prawo należy do obywateli Mołdawii. My chcemy, żeby Mołdawia odniosła sukces. Ale to nie nasz wybór. To wybór Mołdawii.
„To prawo mieszkańców Mołdawii — wybierać, jakie powinny być zasady zachowania polityków”
Z Pana obserwacji dotyczących Mołdawii, czy może Pan nazwać dziedzinę, w której widać w Mołdawii oczywisty postęp, i tę, w której w ostatnich latach wyraźnie zrobiliśmy krok wstecz?
Nie mnie oceniać osiągnięcia lub regres w Mołdawii. O tym decydują obywatele Mołdawii. My chcemy widzieć Mołdawię jako bezpieczne, integralne, demokratyczne, wolne państwo w wolnej i zjednoczonej Europie. Chcielibyśmy, by młodzież widziała swoją przyszłość w Mołdawii i nie opuszczała kraju w poszukiwaniu godnego życia. Ważne, żeby w Mołdawii działał system wymiaru sprawiedliwości, który zapewni przestrzeganie praw mołdawskich obywateli i zagranicznych inwestorów, którzy tworzą miejsca pracy, żeby mołdawscy obywatele nie wyjeżdżali. Kiedy mówimy o integralności Republiki Mołdawii, chodzi też o rozwiązanie konfliktu w Naddniestrzu.
Co może ruszyć z miejsca sprawę Naddniestrza, żeby rzeczywiście została rozwiązana?
Przez ostatnie kilka lat rzeczywiście udało się osiągnąć pewien postęp. Na przykład, rejestracja i wydawanie neutralnych tablic rejestracyjnych. Albo zapewnienie swobodnego dostępu rolnikom [rejonu dubosarskiego] do swoich ziem znajdujących się na terytorium Naddniestrza. W ubiegłym roku osiągnięto porozumienie co do ośmiu punktów, z których pięć zrealizowano. Kolejna ważna sprawa, którą trzeba załatwić, dotyczy telekomunikacji.
Prawie 20 lat nie było istotnych ruchów dotyczących rozwiązania kwestii Naddniestrza, a następnie w ciągu półtora roku zrobiono postęp. Najważniejsze oczywiście, to decyzja polityczna i sprawa bezpieczeństwa. Ale bardzo ważne jest i to, że w ramach formatu 5+2 strony rozmawiają ze sobą, próbując rozwiązać wspólne problemy. Tutaj jest widoczna pozytywna dynamika.
Obecny mołdawski parlament, którego mandat dobiega końca, wielu uważa za nielegalny. Około 30% deputowanych, którzy weszli do niego z listy jednej partii, potem przeszło do drugiej. Albo nazywając siebie niezależnymi, przyłączali się do parlamentarnej większości PDM. Jeśliby w USA 30% członków Kongresu przyłączało się do drugiej partii, jaka byłaby reakcja amerykańskiego społeczeństwa?
Mieliśmy sytuację, kiedy jeden senator mógł wpłynąć na równowagę sił w Kongresie. I on podjął decyzję o zmianie partii. Uznał, że w ten sposób lepiej będzie reprezentować interesy wyborców swojego stanu. Były jeszcze podobne przypadki, ale tylko jeden raz rzeczywiście wpłynęło to na rozłożenie sił w Kongresie. U nas nie ma demokracji bezpośredniej jak w Atenach ponad 2000 lat temu. Mamy stany. Wybieramy deputowanych, którzy powinni reprezentować nasze interesy. Każdy z nich reprezentuje te interesy tak, jak je pojmuje.
Każde państwo może zmienić przepisy, aby wybrani posłowie nie mieli prawa do zmiany swoich politycznych preferencji. W USA wybrańcy ludu mają prawo opuścić partię polityczną, z ramienia której zostali wybrani. I jeśli się to nie podoba wyborcom, to w następnych wyborach nie oddadzą na niego głosu. W waszym regionie to kwestia jest bardziej drażliwa, bo procent deputowanych, którzy zmieniają partie jest znacznie wyższy. Ale to się dzieje nie tylko w Mołdawii. W końcu to prawo należy do mieszkańców Mołdawii — wybierać, jakie zasady powinny obowiązywać polityków, i jak powinni reprezentować ich interesy.
Źródło: newsmaker.md