Środowy poranek rozpoczął się dla redakcji niezależnej gazety „Golos Respubliki” od nieprzyjemnej niespodzianki. Na dziennikarkę Irinę Mednikovą i szefową wydziału dystrybucji czasopisma Yulię Kozlovą pod wejściem do ich domów czekali pracownicy służb specjalnych. Kobiety zostały zabrane na przesłuchanie, nawet nie dano im możliwości wezwania adwokatów, co jest sprzeczne z prawem, i przesłuchiwano je przez całą pierwszą połowę dnia, potem wypuszczono je, ale wezwano je ponownie na godz. 17.00.
Równolegle z nimi został zatrzymany dyrektor firmy – wydawca gazety Daniyar Moldashev (jego nazwisko jest znane dziennikarzom, ponieważ to właśnie jego tuż przed wyborami prezydenckimi uprowadzono i wywieziono z kraju („ludzie w ubraniach cywilnych”), a pracownicy redakcji długo nie mogli ustalić, gdzie on przebywa i co się z nim dzieje.
Kobiety z redakcji zostały wypuszczone już około godz. 19.00 w środę, natomiast w przypadku Daniyara sytuacja wygląda inaczej. Jego również przesłuchiwano w pierwszej połowie dnia, ale nie pozwalając mu wezwać adwokata, i po pierwszym przesłuchaniu jego również wypuszczono. Jednak nie na długo. Już wieczorem został znowu zatrzymany – świadkiem tego była jego adwokatka i redaktorka gazety „Golos Respubliki” Tatiana Trubacheva.
– Kiedy dowiedzieliśmy się, że Daniyara przesłuchiwano, wybraliśmy się do niego do domu. W tym momencie był jeszcze w domu. Ale kiedy przyjechaliśmy na miejsce, okazało się, że jego już zabrano. Mama Daniyara powiedziała nam, że byli to funkcjonariusze Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego i że, z tego co mówił Daniyar, zmuszają go do złożenia jakichś zeznań i on się obawia, że mogą go zatrzymać i umieścić w konspiracyjnym mieszkaniu KBN. Nie zastawszy Daniyara, wraz z adwokatką postanowiliśmy pojechać do Departamentu KBN. Tam zaczęliśmy zadawać pytania: gdzie jest Daniyar? W czasie, kiedy zadawaliśmy pytania, przywieziono go. Nie pozwolono nam z nim porozmawiać, zdążył tylko powiedzieć, że przywieźli go, żeby podpisał jakieś dokumenty, mówił, że więcej go nie będą przesłuchiwać, dlatego nie pozwolą mu na wezwanie adwokata.
„Podpisywanie dokumentów” przeciągnęło się do późnej nocy. Daniyar powiadomił adwokata telefonicznie, że odwieziono go do domu dopiero około północy. Ale jak okazało się dziś rano, w domu spędził zaledwie pół godziny – pozwolono mu wziąć ręcznik, szczoteczkę do zębów i znowu zabrano. Dokąd – nie wiadomo. Możliwe, że właśnie do mieszkania konspiracyjnego, o którym mówił. Nie wiadomo też dokładnie, w związku z jaką sprawą Daniyar był przesłuchiwany – z jego słów można było zrozumieć tylko to, że jest to w jakiś sposób związane z terroryzmem.
Szczegóły odnośnie tego, jak to wszystko się odbywało, opowiedzieli pracownikom redakcji „Golos Respubliki” krewni Daniyara dopiero dziś rano, od nich pracownicy redakcji otrzymali również wiadomość od samego Daniyara.
– Daniyar prosił nas, abyśmy przekazali tę informację i prośbę od niego, aby podano ją do publicznej wiadomości, – powiedziała Tatiana Trubacheva. – Oskarżają go o straszne rzeczy, ale pomimo, że nie jest winny, musiał składać zeznania, ponieważ grożono mu przeszukaniem mieszkania, w którym przebywają jego rodzice, będący w podeszłym wieku, oraz tym, że jego milczenie odbije się na jego dzieciach. Prosił, aby przekazać, że już teraz prosi wszystkich o wybaczenie, że ugiął się pod naciskiem śledczych.
W porze obiadowej dziennikarze moskiewskiej redakcji „Respubliki” poinformowali, że otrzymali kolejny list od stałego informatora, który podpisuje się jako „Aman Shabdarbaev”, w którym naświetlona jest nieco sytuacja z Daniyarem (poniżej dosłowny cytat):
„Jeżeli chodzi o Daniyara Moldasheva, to ostro się za niego wzięli. Potwierdzam wiadomości, które krążą w Internecie, że zastosowano wobec niego przemoc fizyczną. Ponadto, straszono go przeszukaniem mieszkania rodziców, którzy są w podeszłym wieku, którego by nie przeżyli, problemami u dzieci, a także tym, że specjalnie doprowadzą do pogorszenia stanu jego zdrowia, z którym i tak ma już duże problemy.
Po pierwszym przesłuchaniu Daniyara Moldasheva wypuszczono, ale tylko po to, aby śledzić, dokąd się uda, i z kim będzie rozmawiać. Następnie na rozkaz z Astany ponownie go zatrzymano. Ale ponieważ jego i towarzyszących mu funkcjonariuszy KBN zobaczyły nasza dziennikarka i adwokatka, Moldasheva po kolejnym etapie presji fizycznej i psychicznej pozornie wypuszczono.
Tak naprawdę pozwolono mu na krótką rozmowę telefoniczną z adwokatem, zawieziono go do mieszkania rodziców, gdzie wszedł na krótką chwilę, żeby zabrać rzeczy osobiste, po czym zabrano go do mieszkania konspiracyjnego KBN, które jest wykorzystywane jako tajne więzienie. I zostawiono go tam pod nadzorem dwóch funkcjonariuszy KBN, którzy będą zmieniać się co 24 godziny.
Moldashevowi zabrano telefon, pozbawiono go również fizycznej możliwości wychodzenia z mieszkania lub kontaktu z osobami trzecimi. Gwałtownie pogorszył się stan jego zdrowia, jest on obecnie w depresji. W związku z tym zmieniono taktykę nacisku na niego – teraz głównie namawiają go do podpisania wymuszonych od niego zeznań przeciwko Vladimirowi Kozlovowi i Muratbekowi Ketebaevowi, stwierdzających m.in., że pod ich kontrolą uczestniczył on w finansowaniu nielegalnej działalności politycznej i przygotowaniu aktów terrorystycznych.
W zamian za podpisanie zeznań obiecują mu tzw. program ochrony świadków i zastosowanie artykułu 65 Kodeksu Postępowania Karnego Republiki Kazachstanu. Zeznania Moldasheva są bardzo ważne dla śledczych, ponieważ sprawa karna jest oparta na analogicznych zeznaniach ludzi, którzy zostali poddani podobnym prześladowaniom, i funkcjonariusze chcą, aby takich dowodów było jak najwięcej i aby były one jak najgłośniejsze.
Innej podstawy dowodowej śledczy nie posiadają. Ale istnieje możliwość wymyślania świadków i znajdowania świadków naocznych, którzy podpiszą wszystko, co im się każe. Ponadto, rozpatrywana jest kwestia odtajnienia i publicznych wypowiedzi jednego lub kilku agentów KBN w szeregach partii i ruchów opozycyjnych, które nie tylko potwierdzą zasadność zarzutów o terroryzm, ale również udowodnią, że KBN pracuje skutecznie, a jego funkcjonariusze zasługują na wysokie nagrody państwowe”.
Redakcja gazety „Golos Respubliki” uważa za konieczne zacytowanie tego fragmentu listu w swoim komunikacie prasowym, ponieważ ma określone zaufanie do jego autora: zwykle ostrzeżenia „Amana Shabdarbaeva” sprawdzają się – jeżeli nie na 100%, to na pewno na 70%. Właśnie ten człowiek ostrzegł „Respublikę”, że przeciwko pracownikom gazety przygotowywane są działania operacyjno-poszukiwawcze, i jego słowa się sprawdziły: na przesłuchaniach zdążyli już być pracownice redakcji Zhanar Kasymbekova, Oksana Makushyna, Irina Mednikova i Yulia Kozlova.
Redakcja widzi również, że dziennikarze gazety są śledzeni – dziś od rana zanotowano „obcy” samochód pod domem Guzyal Baydalinowej, zastępcy dyrektora firmy – wydawcy gazety i redaktora zamkniętej z powództwa Banku BTA gazety – poprzedniczki gazety „Golos Respubliki”.
Ale pracownicy gazety „Golos Respubliki” już przyzwyczaili się do pracy w takich warunkach, i teraz redakcję bardziej niepokoi sytuacja Daniyara:
– Boimy się, że mogą go złamać psychicznie, – podkreśla Tatiana Trubacheva. – Wczoraj, kiedy widzieliśmy go pod DKBN, był w bardzo przygnębionym nastroju. Boimy się o niego – jego zeznania nie mają większego znaczenia, wszyscy rozumiemy, że pod presją człowieka można zmusić do powiedzenia wszystkiego – nawet tego, że to właśnie on zabił Kennediego. Najważniejsze, żeby z nim samym było wszystko w porządku.
Jeżeli chodzi o Irinę Mednikową i Yulię Kozlovą, to są one w dużo lepszej sytuacji – wypuszczono ich, i nawet przeproszono. Niemniej jednak są rzeczy, na które redakcja uważa za konieczne zwrócić szczególną uwagę zarówno mediów, jak i obrońców praw człowieka.
– Niestety nie możemy opowiedzieć szczegółowo, o co nas pytano, ponieważ podpisałyśmy klauzulę poufności, – powiedziała Irina Mednikova. – Mogę tylko zaznaczyć, że pytania były bardzo dziwne. Zrozumiałam, że próbują mnie o coś oskarżyć, ale nie zrozumiałam, o co. Ale chciałabym tutaj i teraz zwrócić uwagę na łamanie naszych praw jako obywateli. Mi jeszcze pozwolono zadzwonić do redakcji, ale Yulii nawet tego nie pozwolono. Chociaż zgodnie z prawem my, nawet mając status świadka, mamy prawo do adwokata.
– А mnie zszokowało to, jak traktowali mnie funkcjonariusze KBN, którzy mnie zatrzymywali, – opowiadała z kolei Yulia Kozlova. – Nie dość, że nie pozwolili mi zadzwonić, to traktowali mnie jak przestępczynię. Mojego adwokata od razu nie dopuścili do sprawy. Nie zrozumiałam, o co próbują mnie oskarżyć, ale było to w jakiś sposób związane z terroryzmem. I my występujemy w tej sprawie jako świadkowie. Jestem po prostu w szoku – jestem przekonana, że tę wymówkę wymyślono, żeby zamknąć naszą gazetę.
Prawnik Sergey Utkin, podsumowując, nazwał to, co się wydarzyło, niezgodnym z prawem. Według niego, każdy obywatel, nawet jeśli jest wzywany na przesłuchanie w charakterze świadka, ma prawo do adwokata.
– Jeżeli zostali oni zabrani pod przymusem, to oczywiście, jest to niezgodne z prawem. Najpierw należy wręczyć wezwanie, i dopiero potem człowiek dobrowolnie przychodzi do KBN – wyjaśnił Sergey Utkin.
– Doprowadzenie pod przymusem (bez zgody) jest stosowane tylko na podstawie odpowiedniej decyzji po tym, jak osoba nie stawiła się na wezwanie śledczego dobrowolnie. Każdy człowiek, nawet występujący w charakterze świadka, ma prawo do swojego adwokata. Świadek ma prawo odmówić złożenia zeznań, jeżeli nie ma adwokata (jego prawo do adwokata zostało naruszone). I prawo będzie po jego stronie. Jeszcze raz powtarzam: pod przymusem nikt nie miał prawa ich nigdzie zabierać! To mogą robić tylko pracownicy organów spraw wewnętrznych na podstawie specjalnej decyzji śledczego o przymusowym doprowadzeniu. Również śledczy powinien wiedzieć, z jakiego powodu jest przesłuchiwany, w jakim celu, wszystko jest mu wyjaśniane przez przesłuchanie: jaka sprawa karna, przeciwko komu itp.
Na razie redakcja gazety „Golos Respubliki” wie tylko tyle, że sprawa, odnośnie której przesłuchiwani są pracownicy gazety, jest w jakiś sposób związana z terroryzmem, przy czym nie z terroryzmem informacyjnym (!). Widocznie służby specjalne nic więcej na redakcję nie znalazły?!