Autor: Roman Sołodczenko
W interesie władzy kazachstańskiej leży eliminacja fizyczna Mukhtara Ablyazova bezpośrednio w Londynie i do rozpoczęcia sądu, w toku którego mogą wypłynąć na wierzch sprawy całkiem nieprzyjemne dla „Akordy”, – uważa były prezes zarządu „BTA Banku” Roman Sołodczenko. Udzielając odpowiedzi na pytania redakcji, on szczegółowo uzasadniał swoje stanowisko.
– Romanie Wladimirowiczu, niedawno telewizja „NTW” wyemitowała program poświęcony zwłaszcza „BTA Bankowi”. Jaką jest pańska reakcja na ten program?
– Materiały były, niewątpliwie, spreparowane na zamówienie. To śmieszne, ile zarzutów, i to jakich, było postawiono Ablyazovovi. Widać było, że program robiony był w pośpiechu, tak dużo było nieścisłości. Ale pytanie, które stawiają autorzy programu: „Kim jest Ablyazov?” jest całkiem na miejscu. Władze Kazachstanu próbują akurat przedstawić go jako oszusta wszech czasów i narodów. W tym interesujący jest ten fakt, iż większość zarzutów pod jego adresem są w zasadzie anonimowe. Są albo czytane przez narratora, albo włożone do ust ludzi, którzy nigdy nie znali Muchtara Kabułowicza i nie mieli z nim nic do czynienia.
Nawet w Kazachstanie, gdzie wolna prasa, prócz kilku stron internetowych, wskutek działań władzy została zlikwidowana, do grona oskarżycieli należy jedynie ograniczone koło urzędników państwowych, którzy osobiście brali bezpośredni udział w przejęciu „BTA Banku” w ubiegłym roku. Z tego wnioskuję, że władze po prostu nie mają nic do powiedzenia, że nie mają do dyspozycji oskarżycieli spośród okradzionej – jak mawiali autorzy programu – ludności Kazachstanu. Nie znalazło się ani jednego człowieka, który mógłby potwierdzić przed kamerą, że włożone przez niego pieniądze do banku Ablyazova nie mógł później odzyskać z powrotem, lub że został przez Ablyazova w jakikolwiek inny sposób obrabowany bądź oszukany.
Mogę potwierdzić, że żadnych nieusatysfakcjonowanych wymagań ze strony klientów „BTA Banku” nie było. By zaś odpowiedzieć na pytanie „Kim jest Ablyazov?”, należałoby zapytać o to ludzi, którzy go znali. W ciągu całego okresu po przejęciu banku, nikt spośród byłych jego kolegów nie wystąpił do niego z pretensjami. Znam Ablyazova osobiście z 1994 roku – jest to wystarczająco długi okres dla wyrobienia opinii o nim. Znam go więc jako utalentowanego biznesmena, statecznego męża stanu i doświadczonego polityka. A przede wszystkim, jako człowieka wyjątkowej odwagi i niezachwianej postawie obywatelskiej, gdyż inaczej nie da się w ciągu tylu lat opierać się reżimowi Nazarbayeva oraz wszystkiemu temu, co dzieje się w kraju.
– Co, pana zdaniem, chcą osiągnąć władze kazachstańskie? Przecież tak ogromne zasoby zaangażowane są dla prześladowania Ablyazova w Londynie, w Rosji i innych krajach.
– Usiłują one fakt rozpatrzenia powodów przeciwko Ablyazovovi w Londynie przedstawić jako międzynarodowe wyznanie go za oszusta o skali międzynarodowej. W rzeczywistości jednak jestem pewny, że rozpoczęcie procesu przez sąd londyński jest wielkim zagrożeniem akurat dla strony kazachstańskiej. Umożliwi on wyjście na jaw i opublikowanie wielu nieprzyjemnych dla „Ak ordy” faktów. Będąc, prawdopodobnie, świadomi tego zagrożenia, władze kazachstańskie w rzeczywistości troszczą się nie o dobrobyt deponentów „BTA Banku” czy zwrot pieniędzy wierzycielom. Ich celem jest zmuszenie Ablyazova do milczenia.
Zważywszy na smutną listę ofiar reżimu, które – niestety – bardzo jest dzisiaj obszerna, jestem pewny: oni są zainteresowani w eliminacji fizycznej Mukhtara. Tutaj, w Londynie, przed rozpoczęciem sądu. Jestem pewny, że oni się nie zatrzymają. Istnieje więc realne zagrożenie dla jego życia.
– Ale przecież zamach na życie Ablyazova wywoła wielkie poruszenie. Czy się odważą?
– Nikt nie wierzył, że odważą się oni na zabójstwo Ałtynbeka Sarsenbajewa. Było to szokujące. Nikt nie wierzył, że służby powiązane bezpośrednio z prezydentem będą zaangażowane w zabójstwie jednego z polityków opozycyjnych. Ale, niestety, ów biznes prowadzony przez Kazachstan na arenie międzynarodowej – czy to naftowy, czy jakikolwiek inny – zapewnia reżimowi poczucie swoistej bezkarności. Wierząc w bezgraniczną moc pieniądza ci ludzie uważają, że w imię zachowania interesów biznesowych z Kazachstanem rządy innych państw nie będą specjalnie zwracać uwagi na problemy z prawami człowieka i wolnością słowa.
I ta reakcja, którą obserwujemy w ciągu roku, kiedy Kazachstan przewodniczy w OBWE, w pewnej mierze potwierdza to stanowisko władz kazachstańskich. Są zobowiązania przyjęte przez Kazachstan podczas spotkania Madryckiego, gdy podejmowana była decyzja o przewodniczeniu. Żadne z tych zobowiązań na dziś dzień nie zostało wypełnione. Rozumiemy więc, że tak też pozostaną niewypełnione. I w ciągu tego okresu nie usłyszeliśmy stanowczego zdania OBWE w kwestii niewypełniania przez Kazachstan powziętych zobowiązań.
– Bardzo proszę pana opowiedzieć o tym, jak odbywało się przejęcie „BTA Banku”.
– Przede wszystkim, samo przejęcie było nagłe. O tym, że rząd będzie zabierał bank, dowiedziałem się w piątek wieczorem na spotkaniu z premierem i ministrem skarbu Żamiszewem. A w poniedziałek, 2 lutego o godz. 9 rano, zapadła decyzja. W tym dniu rząd zgromadził się o 8.30, czego wcześniej nie zaobserwowano. Na szczęście, w Kazachstanie nie było przypadku wypowiedzenia wojny, myślę więc, że była ku temu wystarczająco poważna przyczyna, by mężowie stanu zgromadzili się o 8.30. Po tym, jak rząd ogłosił swoją decyzję, zaczęła się panika. Ludzie, którzy wiedzą czym jest państwo jako zarządca, rzucili się by zabrać swoje depozyty.
– Czyli odpływ depozytów rozpoczął się dopiero po ogłoszeniu decyzji?
– W rzeczywistości ataki informacyjne na bank były podejmowane w ciągu stycznia 2009 roku. Telefonowali do nas klienci, informując, że zostali oni uprzedzeni przez pracowników „Samruk-Kazyny”, by zabierali swoje depozyty z BTA, ponieważ bank będzie nacjonalizowany. Dzięki wystarczająco wysokiej reputacji banku nie zaobserwowaliśmy dużego odpływu depozytów i ogólnie ich poziom się nie zmienił. Gdy jednak rząd ogłosił o przejęciu, sprowokowało to gwałtowny odpływ depozytów: ludzie rzucili się do bankomatów, do oddziałów banku, by zabierać depozyty.
– Wynika z tego, że nie było stanu bankructwa w momencie, gdy państwo przejmowało bank?
– Żadnych rozmów o bankructwie nie było, nie było także konsultacji z kierownictwem banku. Ani my, jako zarząd, nie zwracali się do rządu z prośbą o pomoc, ani też rząd nie proponował nam pomocy do tego ultymatywnego spotkania z premierem w piątkowy wieczór, gdy zostałem poinformowany o tym, że bank zostanie przejęty przez rząd, że jest to kwestia bezdyskusyjna i decyzja zapadła.
Oskarżanie teraz banku, że znajduje się w stanie przedupadkowym, jest po prostu śmieszne. Jeśli przejrzeć rachunkowość banku, którą podawał i podaje na giełdę w trybie regularnym, można zobaczyć, że bank zakończył rok 2008 z zyskiem i utrzymywał zyski aż do 1 kwietnia 2009 roku według sprawozdań sporządzanych zgodnie ze standardami kazachstańskimi.
– Z pańskich słów wynika, że marginesu bezpieczeństwa wystarczyło na miesiąc luty, marzec?
– Tak. Niewypłacalność ogłosił już nowy zarząd, w kwietniu, po tym, jak została podjęta decyzja o spisaniu jednym tchem większej części portfela bankowego na wątpliwe kredyty, na złe kredyty. Dlatego bankructwo jest dziełem rąk nowego kierownictwa, i nawet nie wymuszone, jak teraz podają, lecz absolutnie z zimną krwią splanowane.
– W banku pan rozpoczął swoją działalność w 2005 roku. Jak ten bank wówczas wyglądał?
– Strategia banku została określona już w 2001 roku. Bank miał akcjonariuszy zagranicznych, rozwijał się, albo – przynajmniej – przygotowywał się do rozwoju w krajach WNP, co było również wypisane w planach banku. Wtedy on posiadał pewną drugą pozycję w kazachstańskiej „tabeli rang”, i ta druga pozycja wtenczas bardzo dokładnie odzwierciedlała pozycję banku.
– Co zatem działo się z bankiem w latach 2005-2009? Co udało się osiągnąć w ciągu tych czterech lat?
– Po pierwsze, bank rozwinął się na potęgę, od 4,5 miliarda dolarów aktywów pod koniec roku 2004 do 30 miliardów dolarów aktywów na koniec roku 2008. Po drugie, zajęliśmy pierwsze miejsce wśród banków Kazachstanu oraz, konsekwentnie, zostaliśmy największym prywatnym bankiem na terenach WNP. Bank dokonał przełomu znalazłszy się na liście 300-tu najlepszych banków świata – według czasopisma „Банкир” (Bankier) w 2007 roku. W ciągu dwóch kolejnych lata bank zdobywał tytuł „Najlepszego banku w WNP” według czasopisma „Итоги” (Wyniki). Przeprowadziliśmy rebranding i podjęliśmy przygotowania do utworzenia skonsolidowanej sieci banków w całym WNP.
– Gdzie znajdowały się filie banku?
– Nie było wówczas filii. Były nieduże banki działające na Ukrainie, w Rosji, na Białorusi oraz w Gruzji. Jeśli się nie mylę, moim zdaniem, mieliśmy udział w kirgiskim banku. W tym czasie, dopóki pracowaliśmy, zwiększyliśmy – po pierwsze – swoje udziały w tych bankach, po drugie, zrealizowaliśmy tam rebranding oraz wszystkie procedury umożliwiające konsolidację tych banków w jednej grupie, oraz – po trzecie – kupiliśmy udział w tureckim Seker Bank i wzmocniliśmy reprezentację chińską. Czyli bank pewnym krokiem podążał ku temu, by przekształcić się w pierwszy bank wyrastający z WNP, i bank dla WNP.
Mieliśmy plany dalszych perspektyw, przeprowadzenia IPO – jako grupa posiadająca filie w całym WNP (w tym sensie bylibyśmy unikalną grupą). Później należałoby przeprowadzić IPO tutaj, na giełdzie londyńskiej, przenieść zarządzanie grupą do Londynu i pracować w Londynie. Ale nacjonalizacja pokrzyżowała te plany.
Rozmowę zapisała Irina Agiejewa
Na podstawie materiałów: http://respublika-kaz.info/news/politics/11773/