Dwa zamachy samobójcze w kraju, gdzie przez dekady nie słyszano o rebeliantach i terrorystach. Dwa ataki na ten sam cel – służbę bezpieczeństwa. Do tego w śledztwach więcej znaków zapytania niż odpowiedzi. Wygląda na to, że islamski radykalizm dotarł także do Kazachstanu.
To był pierwszy zamach samobójczy w historii Kazachstanu. 17 maja mężczyzna wysadził się w budynku służby bezpieczeństwa KNB w Aktobe, stolicy regionu aktiubińskiego. Choć atak nie okazał się zbyt skuteczny, pokazał, że już także Kazachstan nie jest wolny od zagrożenia, z jakim zmagają się od dawna jego sąsiedzi.
17 maja Rachimzan Machatow, lat 25, wszedł do siedziby Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego Kazachstanu w Aktobe w północnozachodnim Kazachstanie. Następnie zdetonował ładunek wybuchowy, który miał na sobie. Zginął zamachowiec, ranni zostali strażnik i oficer KNB.
Śledztwo nie wyjaśniło dotychczas w sposób przekonujący, jakimi motywami kierował się Machatow. Prokuratura ogłosiła, że zamachowiec należał do organizacji przestępczej i popełnił samobójstwo, żeby uniknąć odpowiedzialności ze wcześniejsze przestępstwa.
Jednak media donoszą, że mężczyzna miał na sobie tzw. pas szahidów (szeroki pas wypełniony materiałem wybuchowym), a atak był zemstą za niedawne wyroki skazujące dla kazachskich wahabitów (fundamentalistyczna wersja islamu).
Zamach w stolicy
Władze zaprzeczyły, że był to zamach terrorystyczny, twierdząc, że to wypadek. Biorąc jednak pod uwagę fakt zamachu tydzień wcześniej, także na KNB, oraz lokalizację i czas drugiej eksplozji, można przypuszczać, że chodzi o akt terroru.
Powrót kazachskich islamistów?
Dotychczas w Kazachstanie nie było przejawów działalności islamskich terrorystów. Wiadomo za to, że Kazachowie działają w grupach islamistycznych w sąsiednich krajach. Na przykład w lipcu 2010 Rosjanie zabili w Dagestanie 5 rebeliantów mających paszporty Kazachstanu. Na początku tego roku, również na Kaukazie Północnym, w ręce milicji oddało się 2 Kazachów islamistów.
Teoretycznie więc, wracając do kraju, Kazachowie przywożą ze sobą umiejętność produkowania ładunków wybuchowych i są przeszkoleni w przeprowadzaniu zamachów bombowych.
Koniec oazy spokoju
Kazachstan do tej pory był uważany za najbezpieczniejszy kraj w byłym Związku Sowieckim (obok Białorusi, gdzie w końcu jednak też doszło do krwawego zamachu w metrze), mimo że wokół jest pełno ognisk zapalnych. Poczynając od niestabilnych i zanarchizowanych Kirgistanu i Tadżykistanu (gdzie na dodatek silne są wpływy islamistów), przez chińską prowincję Xinjiang zamieszkałą przez buntujących się muzułmańskich Ujgurów, po Afganistan.
Wcześniej islamiści atakowali w sąsiednich Kirgistanie, Tadżykistanie i Uzbekistanie. Wydawało się, że w Kazachstanie nie ma podłoża społecznego dla ruchu islamistycznego. Zasoby ropy i gazu zapewniają wysokie dochody, mniejszości etniczne nie są prześladowane, a kazachscy muzułmanie są znani z umiarkowanych poglądów.
Do tego władze w zarodku dusiły jakiekolwiek, nawet potencjalne źródła islamistycznego zagrożenia. Na przykład pod koniec kwietnia sąd skazał na więzienie grupę mężczyzn za to, że posiadali i oglądali wystąpienia audio i wideo islamistycznych liderów z Północnego Kaukazu.
Cios w bezpiekę ostrzeżeniem dla Nazarbajewa?
Teraz mamy jednak do czynienia ze spektakularnym atakiem na świecki rząd prezydenta Nursułtana Nazarbajewa poprzez uderzenie w główne narzędzie dyktatury – KNB, czyli republikańskiego spadkobiercę KGB.
Czas przyniesie odpowiedź, czy w Kazachstanie działa większa siatka terrorystyczna. Czy zamachy to atak na świecki charakter państwa, czy może zemsta za wysłanie żołnierzy do Afganistanu?
Grzegorz Kuczyński http://www.tvn24.pl/