KOMUNIKAT PRASOWY
2 kwietnia 2011 roku
Obawy redakcji gazety kazachskiej „Głos Republiki”, że dyrektor spółki-wydawcy Danijar Mołdaszew zaginął nieprzypadkowo, potwierdzają się. Wydział Spraw Wewnętrznych Ałma-Aty, delikatnie mówiąc, wprowadził w błąd społeczność, oświadczając, że krewni mają z nim kontakt, i, co za tym idzie, on wcale nie zaginął. Brat Danijara, Askar Mołdaszew jest zaniepokojony nie mniej, niż dziennikarze. Dziś po południu w obecności prawnika redakcji Sergieja Utkina złożył zawiadomienie do Wydziału Spraw Wewnętrznych miasta Ałma-Aty z żądaniem rozpoczęcia poszukiwań.
Poniżej przytaczamy treść zawiadomienia:
Wydział Spraw Wewnętrznych miasta Ałma-Aty
Od Askara Ongarowicza Mołdaszewa
ZAWIADOMIENIE
Zaginął mój rodzony brat Mołdaszew Danijar Ongarowicz, ur. 28.08.1972r. w mieście Ałma-Ata, zamieszkały pod adresem: miasto Ałma-Ata, ul. Timiriazewa 32 B, m. 47.
Po raz ostatni widziano go 3 dni temu – wcześnie rano 30 marca 2011 r, powiedział, że wybiera się, aby coś załatwić i wyszedł. Od tej pory nikt go nie widział. Kilka dni wcześniej, 26 marca, niedaleko domu został napadnięty w celu rabunkowym. Został dotkliwie pobity, miał wstrząs mózgu, rękę w gipsie, od tego dnia praktycznie cały czas leżał. Napastnicy ukradli bratu cenne przedmioty i dokumenty, które wiózł z Moskwy. Danijar pracuje jako dyrektor „ADŁ LTD” Sp. z o.o., która jest wydawcą gazety „Głos Republiki”. Sądziłem, że w takim stanie wysłano go w podróż służbową, ale w pracy powiedzieli, że sami nie mogą go znaleźć i że nigdzie go nie wysyłali.
Po tym, jak 30 marca po południu redakcja gazety „Głos Republiki” rozesłała zawiadomienia o zaginięciu brata, pojawili się u nas policjanci. Rozpoczęli operacyjne działania poszukiwawcze i mówili, że ich celem jest ustalenie, że Danijar nie zaginął, tak mieli zameldować w Astanie. Wkrótce Danijar zadzwonił do rodziny i powiedział, że wszystko jest z nim w porządku, wyświetlił się jego numer telefonu. Po czym policjanci kazali mi zadzwonić na ten numer telefonu, przełączając rozmowę na głośnik, nagrywali rozmowę na dyktafon. Danijar odebrał telefon i powiedział, że rano 30 marca wyleciał do Kijowa, a teraz znajduje się w Mińsku, bo załatwia sprawy, powiedział, że wszystko jest z nim w porządku, i żebym się do tej sprawy nie wtrącał.
Jednakże nie udało się go o nic dopytać szczegółowo, szybko odłożył telefon, po tej rozmowie (około godz. 20-stej 30 marca) jego telefon przez cały czas był niedostępny (wyłączony), a stale do niego dzwoniłem i wysyłałem smsy. Iotodziś, 2 kwietnia, niedługo po godz. 12-stej Danijar znów zadzwonił i znów mówi, że znajduje się w Mińsku, bo załatwia swoje sprawy, że wszystko jest z nim w porządku, żebym nie zgłaszał jego zaginięcia, że później wszystko mi wyjaśni. Jego zachowanie wygląda bardzo dziwnie, nic takiego nigdy wcześniej się nie zdarzało.
Po tym, jak dowiedziałem się, że przed samym napadem rabunkowym mój brat był w Moskwie śledzony i zostały opublikowane fotografie tych ludzi oraz tablice rejestracyjne samochodów, zacząłem podejrzewać coś niedobrego. Teraz zaczynam rozumieć, że wszystkie te wydarzenia, być może, są ze sobą powiązane. Śledzenie go – napad rabunkowy, pobicie, kradzież przedmiotów wartościowych i dokumentów – rezygnacja brata ze zgłoszenia tego wydarzenia za radą policjanta – zniknięcie – telefony do rodziny i osób w pracy wieczorem 30 marca, a teraz telefony po południu 2 kwietnia.
Mam wrażenie, że policjantom jest na rękę brak śledztwa, że policjanci tak naprawdę są w jakiś sposób powiązani z Danijarem (mają z nim kontakt, w odróżnieniu od członków rodziny i współpracowników), dlatego też, kiedy potrzebne im było potwierdzenie, że on żyje i że wszystko jest z nim w porządku – Danijar natychmiast zadzwonił 30 marca, a kiedy dowiedzieli się, że zamierzam złożyć zawiadomienie o jego zaginięciu, natychmiast miałem telefony 2 kwietnia, gdzie Danijar prosi mnie, abym nie składał zawiadomienia. Myślę o tych rozmowach telefonicznych z Danijarem i rozumiem, że najprawdopodobniej znajduje się on pod czyjąś kontrolą. Możliwe, że został porwany, możliwe, że coś z nim teraz robią, tzn. stosują jakieś środki psychotropowe, aby na niego oddziaływać. Ja po prostu nie wiem już, co mam myśleć.
Wszyscy członkowie rodziny są niezmiernie zaniepokojeni jego zniknięcie,. Dlatego proszę Państwa, aby w trybie pilnym zaczęto poszukiwania, proszę, aby szybko i dokładnie zbadano wszystkie okoliczności, które miały miejsce w związku z nim w ostatnich dniach, konieczne jest ustalenie, czy rzeczywiście znajduje się poza granicami Kazachstanu, skąd tak naprawdę dzwonił. Możliwe, że konieczne jest niezwłoczne zwrócenie się o pomoc do organów ochrony prawnej Rosji, Ukrainy i Białorusi.
Bardzo proszę, aby nie niepokoić naszych rodziców, mając na względzie ich wiek i stan zdrowia, oni i tak bardzo to przeżywają. Wcześniej nie składałem zawiadomienia, ponieważ policjanci powiedzieli mi, że należy odczekać 3 doby. One właśnie minęły.
А. Mołdaszew
02 kwietnia 2011 roku
Już po złożeniu zawiadomienia zaczęliśmy dowiadywać się nowych i niezwykle ciekawych szczegółów dotyczących zachowania policjantów w historii z Danijarem.
– Kiedy wraz z Akarem przybyliśmy do WSW, skierowano nas do zastępcy kierownika wydziału policji kryminalnej – opowiedział redakcji Utkin tuż po złożeniu zawiadomienia na policję. Wysłuchał nas, wezwał jakiegoś pracownika i wydał polecenie, aby oficjalnie przyjąć zgłoszenie, zarejestrować w książce ewidencji zgłoszeń, ale będzie to robić Rejonowy Wydział Spraw Wewnętrznych w Bostandyku. Co ciekawe, to zgłoszenie nie wpisali do ewidencji jako oddzielną sprawę, ale dołączyli do tego materiału, który już mieli według raportu śledczego operacyjnego w związku z napadem rabunkowym. 26 marca do Rejonowego Wydziału Spraw Wewnętrznych w Bostandyku wpłynęło zgłoszenie ze szpitala miejskiego Nr 4, i śledczy operacyjny, który tam pojechał, odebrał zeznania od Danijara, ale sprawy nie wszczynali, chociaż mieli taki obowiązek. Dopiero 31 marca prokuratura wydaje polecenie przesłuchania lekarza, żony, wzięcia zaświadczenia z lotniska itd. czyli wydaje polecenie kontynuowania badania incydentu.
Innymi słowy, po złożeniu zawiadomienia ustalono, że Danijar składał zeznania policji i że fakt jego pobicia i ograbienia był zarejestrowany. Jednak policjanci postanowili nie wszczynać sprawy – chociaż byli obowiązani uczynić to nawet bez złożenia oświadczenia przez Danijara.
– To, co spotkało Danijara, kwalifikuje się jako „rozbój” i podpada pod art. 179 KK RK („Rozbój, czyli napaść w celu kradzieży cudzego mienia, połączona z przemocą, stanowiącą zagrożenie dla życia lub zdrowia osoby, na którą napaść jest dokonywana, lub z groźbą bezpośredniego użycia takiej przemocy – podlega karze pozbawienia wolności na okres od trzech do siedmiu lat, połączonej z konfiskatą mienia lub bez” – ред.). Powództwa z tego artykułu uznaje się za sprawy z powództwa publicznego. Proces karny w związku z tymi sprawami jest przeprowadzany niezależnie od faktu złożenia skargi przez pokrzywdzonych, czyli policja miała obowiązek wszcząć sprawę.
Ale nie wszczęła. Zamiast tego WSW miasta Ałma-Ata w rzeczywistości oskarżył redakcję o to, że wymyśliła ona historię z zaginięciem. A tak naprawdę policja po prostu bardzo chciała zatuszować tę sprawę.
Przypomnijmy, że przedstawiciel redacji Guzjal Bajdalinowa rozmawiała z Danijarem Mołdaszewem w poniedziałek rano – poinformował ją o okradzeniu i pobiciu i powiedział, że leży w domu ze wstrząsem mózgu. Wieczorem miał skontaktować się, ale tego nie zrobił. We wtorek i przez pół dnia w środę redakcja starała się go znaleźć, jednak bezskutecznie. Danijar Mołdaszew współpracuje z redakcją od ponad 10 lat. To właśnie on pomógł dziennikarzom założyć i uruchomić drukarnię „Kometa S”, mającą w kraju złą sławę, drukarnię, która stała się ofiarą prześladowań policji finansowej. Ani razu przez wszystkie te lata Danijar nie znikał bez uprzedzenia – nawet kiedy musiał wyjechać z kraju na dzień lub dwa.
Redakcja gazety „Głos Republiki”.